Krótko i na temat. 'Jak rozpętałem...', czy 'Nie lubię poniedziałku" to najlepsze filmy w powojennej kinematografii polskiej. Jak dotąd żaden się nie zbliżył (Bareja niestety tworzył dobre gagi, ale filmowiec z niego bardzo średni). Szkoda że nie, ale taki fakt. Chmielewski w mistrzowski sposób żongluje wątkami, światłem, podkłada muzykę i tworzy postacie. Artysta rozumiejący czym jest film i umiejący wykorzystać jego potencjał. W Hollywood pewnie byłby wielki - a u nas... po prostu Chmielewski. Ciekawe czy będzie miał kiedyś następce.