Scena kłótni przejdzie do historii. Aktorsko najwyższy poziom. Przemyślany scenariusz, bardzo dobre teksty. Film mija bardzo szybko i mimo, że dotyczy rozwodu nie przytłacza emocjonalnie powagą sytuacji. Znajdujemy tutaj też elementy komedii. P.S. Czy emerytowany prawnik, którego wynajął Adaś onanizował się pod biurkiem na jego widok?
Nie zgadzam się co do braku przytłoczenia emocjonalnego, był rozwód i ten był pokazany w emocjach Nicole i Charliego. Mnie to przytłoczyło. Jest taki film Anga Lee „Przejażdżka z diabłem”, tam nie było rozwodu, ale była perspektywa małżeństwa; Mężczyzna powiedział kobiecie: «przynosisz swoim mężczyznom pecha» (dwaj - mąż i ojciec dziecka - zginęli na wojnie), nie chcę mieć takiej żony. Potem się zmitygował i zamienił to na «sama masz pecha». Dzięki temu „Przejażdżka z diabłem” uniknęła przytłoczenia emocjonalnego.
Aktorzy jak najbardziej dobrzy. Scarlett Johansson w filmach, które oglądałem, przytłaczała reżyserów i nie wychodziło to filmom na zdrowie. Teraz wziął się za film bardziej opanowany reżyser i wyszło to filmowi na zdrowie.
Zgadzam się, że film przytłacza emocjonalnie, ale powiedziałbym, że jest to zaleta filmu. Nie wiem czy
uważasz tak samo. Scena kłótni jak i czytania wiadomości jak dla mnie bardzo "przytłaczająca".
Obiektywnie nie mam zdania. Idąc do kina miałem do wyboru „Historię …” i „Jokera”. Pierwszy niby o małżeństwie a naprawdę o rozwodzie, drugi o stawaniu się psychopatą. Wybrałem „Historię …” ale mam wrażenie, że wybierając „Jokera” trafiłbym na takie same przytłoczenie emocjonalne. I żałuję wyboru. Może lepszy byłby kryminał „Na noże”.
Przynajmniej zobaczyłem dobrych aktorów.
Wybierz wszystkie 3, końcówka tego roku w kinach to uczta jakiej dawno nie bylo (poza Star Wars)
Pomysł na umiejscowienie w scenariusz pytania: „kto i dlaczego mnie wynajął” lepiej zrobiony w koreańskim „Oldboju”,ale ten był wybitny. Nie wyszedłem zawiedziony!
Spodziewałam się nudnego filmu, odgrzewanego kotleta nadgryzionego przez wiecznie powtarzającą się twarz S. J ale muszę przyznać, że już od pierwszych minut film do końca film podtrzymywał swoją wysoką notę. Narracja, dialogi, sentyment i troska o partnera nawet w centrum największego cyklopu. Pomimo "wszystkich negatywnych uczuć jakie do siebie żywili" widziałam w nich dobre małżeństwo. W tym wszystkim wkurzało mnie trochę dziecko, które zaczęło zwracać uwagę co ile kosztuje i zachowywać się wobec ojca chłodno. Jednak nigdy wcześniej nie widziałam historii takiej jak ta która by tak świetnie odzwierciedlała ciernie rozwodu.
Ciernie rozwodu przytłoczyły małżonków, ale filmowi służyły słabo. Ja raczej cenię reżysera filmu za to, że wiedział jak pokierować grą Scarlett Johansson.
on sie wtedy onanizował? Ja byłem przekonany że parkinsona ma dlatego mu sie tak ręka trzęsie pod stołem :P
Też mi się wydawało, że to Parkinson, ale po zakończeniu opowiadania dowcipu przestał. Może miało to związek z dowcipem
No tak, scena kłótni faktycznie, ale drugi moment - zamykająca się brama, a oni po przeciwnych jej stronach i bam, koniec... Bardzo wymowne.
Scena z zamykaniem bramy.
Prosta,a robi wrażenie.
Poza tym moment ze scyzorykiem i otwieranie drzwi. Świetne !
sorry ale reżyser nie potrafi opowiadać historii. Taki Scorsese robi filmy po 2:30-3:30 które się nie dłużą, nie nudzą, a ten film ma masę sztucznie rozciąganych scen. Aktorstwo kapitalne, ale reżyseria fatalna. Do tego film wygląda jak odcinek jakiegoś starego serialu jak Dynastia czy Dallas - wypłowiałe kolory, kwadratowe kadry, słabe oświetlenie etc
Ale zdajesz sobie sprawę, że wypłowiałe kadry były absolutnie celowe i są dowodem na spójność kompozycyjną filmu?
Przypomina mi się aż "Mama" Xaviera Dolana, gdzie "widzowie" pobierali film z internetu i przerabiali na 16:9, bo w sieci latały tylko kopie z formatem kwadratowym. Też kompletnie nie kumali, że to zabieg artystyczny (wyjaśniony zresztą bardzo dobitną sceną w drugiej połowie filmu).
zdaję sobie z tego sprawę, co nie zmienia faktu, że to film obyczajowy z 2019 a wygląda fatalnie/archaicznie i jest nieprzyjemny w oglądaniu.
To tak jak kręcenie czarno-białego filmu tylko po to żeby udawać/pozować na głęboką sztukę XD nie ze mną te numery
Wyobrażasz sobie by The Lighthouse było kolorowe? Przecież to by zepsuło klimat tego genialnego filmu. Ale po co ja się pytam. Z pewnością nie rozumiesz takiego zabiegu.
Wyobrażam sobie.
Mad Max Fury Road też miało być czarno-białe a dało sie to zrobić w kolorze...
"Taki Scorsese robi filmy po 2:30-3:30 które się nie dłużą"
Miałem kompletnie przeciwne odczucie. Jestem świeżo po Irlandczyku, którego na raz nie połknąłem, bo właśnie się dłużył, a w Historii małżeńskiej nie było momentu, w którym ten film zapauzowałem/przerwałem. Jak dla mnie kapitalna robota.
trzeba lubić takie klimaty, oglądałeś Frances Ha, tego samego reżysera? albo ktoś takie rzeczy lubi, albo nie bardzo, i wtedy faktycznie cieżko się będzie oglądało. Czasami mi się wydaje że to takie kino dla kobiet, babki lubią analizować i przemyśliwać relacje pod względem emocjonalnym, więc ja z radością się w ten film zagłębiłam, świetny. Adam Driver był już genialny w serialu Girls, talentu mu odmówić nie można i basta :)
to jesteś jakimś ewenementem, bo to faceci opierają się na logice, a kobiety to emocjonalne vampiry ;P
Właśnie skończyłem oglądać i wszedłem tutaj po to żeby napisać, ze sceną kłótni jest genialna i zobaczyłem twój komentarz :) od czasu La La land żaden film nie wywołał we mnie takich emocji, chociaż uwazam, że jest minimalnie gorszy
Nastała moda na wychwalanie produkcji które 2 dekady temu nikt by nie zauważył . Mocno zawyżona ocena ogólna , jakość kinematografii światowej ogólnie ma tendencje spadkowe . Jak ktoś chce zobaczyć świetne dramaty polecam kino japońskie lata 50-60 ( Yasujiro Ozu ) . To samo tyczy się produkcji polskich , niektórych radzieckich i z wielu innych krajów . Filmy z tych lat do bólu prawdziwe , ale nadal aktualne w swoim przesłaniu . Jak bym chciał porównać ten film z np . Losem człowieka ( Bondarchuka ) . To jak porównanie wydmuszki z jajkiem . Film Historia małżeńska nie jest kiepski , ale to nie kino które mną wstrząśnie zmusi do refleksji i zostanie na długo w pamięci . Podobna sprawa z Irlandczykiem , skoro reżyseruje go znany Scorsese , więc musi być to dzieło .
Nie zrozumiałem pierwszego zdania. Chodzi ci o to, że dwadzieścia lat temu nikt nie zauważyłby "Historii małżeńskiej"? Jeśli tak, to nie prawda. Można ten film uznawać, że nie jest genialny czy bardzo dobry, ale na pewno byłby sukcesem pod każdym aspektem: popularności, finansowym i artystycznym. Nie oglądałem "Losu człowieka", więc nie mogę porównać. Za to mam porównanie do innych komediodramatów i "Historia małżeńska" na ich tle wypada bardzo dobrze. A film nie musi wstrząsnąć, czy pobudzić do refleksji. Gdyby każdy film wstrząsał, to żylibyśmy w społeczeństwie, które 24h na dobę jest w szoku (to akurat żart). Czasami wystarczy, że film rozbawi albo wzruszy - i w tym aspekcie "Historia..." rządzi. Było mnóstwo scen, podczas których parsknąłem śmiechem, i sporo, kiedy się wzruszyłem. Poza tym mamy jeszcze aktorstwo. Naprawdę można nazwać wydmuszką film, w którym dwie główne role to jedne z lepszych ról tego roku?
Piszesz też, że kino z lat 50-60 wciąż jest aktualne. A "Historia małżeńska" i inne dzisiejsze produkcje za 50 lat nie będą aktualne? Chyba będą, bo to, co zostało przedstawione w tym filmie, jest bardzo prawdziwe, nie zestarzeje się.
Film jest mocno przeceniony i nic tego nie zmieni . Parsknięcie śmiechem tego nie zmieni , aktorsko też jest na średnim poziomie . Po tym filmie zamiast szoku kulturalnego zostawia tylko taki że taki średniak jest wysoko oceniany . Dla niewymagającego widza może się wydawać wybitnym filmem . Niestety zamiast tworzyć dzieła dostosowują kinematografię do ogółu czyli właśnie tych co wiele nie wymagają . Na wybitnych się nudzą gdyż nie dostrzegają złożoności fabuły . Prosty przekaz dociera do większej ilości , a kino ubożeje . Kiedyś kino było sztuką bynajmniej w sporej części , aktualnie tylko rozrywką w dużej mniejszości z filmami wartymi nazwania "sztuką" . Proponuje obejrzeć Los człowieka lub wiele podobnych z tego okresu i porównać uczciwie .
Jak dla mnie nie tyle przeciętny co słaby ale ogólnie w większości co napisałeś po prawda....
Parsknięcie śmiechem właśnie zmienia wszystko. Bo jeśli film miał rozśmieszyć i rozśmieszył, to spełnia swoją funkcję. Jeśli bierzesz się za komediodramat i oczekujesz szoku kulturalnego, to nic dziwnego, że dzisiejsze kino cię zawodzi. To tak, jakbym ja powiedział, że "Los człowieka" jest słaby, bo mnie nie rozbawił, tylko skłonił do przemyśleń. Twierdzenie, że tylko kino, które jest trudne, o złożonej fabule i z nieprostym przekazem jest wartościowe, całkowicie mija się z celem istnienia kinematografii. Bo ta ma pełnić wiele funkcji, a zmuszenie widza do myślenia na pełnych obrotach jest tylko jedną z tych funkcji, nie jedyną. Komedia też może być dziełem. Podobnie bajka Disneya czy blockbuster. Nie tylko arthouse, kino psychologiczne i trudne dramaty.
A dzisiejsze kino wcale nie jest uboższe. Wystarczy oglądać kino festiwalowe, żeby przekonać się, że arthouse stoi na wysokim poziomie. To, że czegoś nie grają w kinach, nie znaczy, że tego nie ma. Jeśli chce się zobaczyć trudne filmy, w których trzeba myśleć, można zapoznać się z filmami Hanekego, Zwiagincewa, Lantimosa czy Michela Franco. Bela Tarr kilka lat temu nakręcił film i to nie był jego ostatni. Dzisiejsze kino też posiada całe mnóstwo wartościowych filmów, ale może wydawać się, że ich po prostu nie ma, bo nie są grane w kinach (właśnie z powodu, o którym pisałeś - ludzie takich rzeczy nie chcą oglądać).
Dwie osoby patrzą na ten sam obraz , jedna widzi kota , natomiast druga osoba demona . Do poziomu z poprzedniego stulecia chyba nie da rady wrócić , mentalność ludzi się zmienia . Dzisiejsze kino "ambitne" jest ogólnie słabsze . Ilość kultowych filmów z okresu o którym pisałem jest spora . Wydmuszka do której się odniosłem nigdy nie zasłuży na taki tytuł . Wiem kino musi być różne żeby zaspokoić gusta różnych warstw społeczeństwa , ale tych wybitnych jest coraz mniej . Jeśli ktoś widzi w tym filmie dzieło bo parsknął , nie mnie oceniać ludzi po guście , tylko się dziwiłem wysokiej ocenie .
Dziełem oczywiście nie jest. Bronię tego filmu, ale dziesiątki na pewno ode mnie nie dostanie.
Dodam na koniec małą rekomendację . Jeśli lubisz dramaty , to proponuje "Tokijska opowieść" .
Obejrzę obydwa. Jeśli chodzi o japońskie filmy, to z tego okresu znam tylko filmy Kurosawy i żaden szczególnie mi nie podszedł. Tylko "Rudobrody" z 1965.
Scena kłótni nawet nie umywa się do tej w "Przed północą"... Ta była do bólu banalna : jestes jak twój ojciec, a ty jak twoja matka, a ty jak mój ojciec i twoja matka jednocześnie! Olaboga! Może dlatego, że od samego początku wszystkie te żale i pretensje Johansson wydawały się jakieś takie wydumane. Johansson krzyczy" bo Ty jesteś egoistą", a widz tego nie widzi. Postać Johansson, zachowuje się w tym filmie jak ofiara prania mózgu przez jakiegoś" kołcza " czy innego sekciarza.
Najlepsza scena Marriage Story - Laura Dern - Subtitulado Español
https://youtu.be/GmKqlg6fXas
Jako mężatka i matka powiem tak. Czasami chciałabym zakończyć to (moje maleństwo) wszystko i zacząć od nowa. Dla przyjaciół jesteśmy dobrym małżeństwem, dla dzieci najlepszymi rodzicami. Dla nas chyba jesteśmy tylko codziennością. Czasami sie tylko budzę i chciałabym cos więcej. Dla mnie ten film był mocny bo bazował na emocjach które każdego dnia tłumie. Po prostu czasami kobieta chce cos więcej, faceta jakoś nikt nie ocenia.
Nikt normalny nie czuje się z kimś dobrze będąc
z tym kims dzień w dzień od momentu ślubu do śmierci.